środa, 26 czerwca 2013

Chapter 2

Z moich rozmyśleń wyrwał mnie dzwonek, który oznajmił mi że mogę wstać i wyjść ze szkoły.  Minęły już 3 dni odkąd dowiedziałam się, że mam szansę żyć inaczej. Od tamtego czasu, już o niczym innym nie myślę. Przychodzę do szkoły, siedzę przez kilka godzin a później wychodzę.

 Z niechęcią wstałam z miejsca i powolnym krokiem wyszłam z sali, a później z całego budynku. Zastanawiałam się co zrobić, gdyż do domu nie mam zamiaru wracać. Wolę później wemknąć się do mieszkania i migiem do swojego pokoju, może mnie nie zauważy..
 Kątem oka zauważyłam paczkę znajomych, którzy razem się śmiali. Nawet mnie nie zauważyli ale to nie nowość, nie przyjaźnię się z nimi. Raczej to są dobrzy koledzy.
 Idąc spacerem doszłam do mojego ulubionego miejsca, gdzie spędziłam resztę dnia. Już tak mało mi w tym kraju zostało- to dobrze, ale będę trochę tęsknić za tym miejscem.   
 ***
 Chwyciłam dwie torby i na palcach wyszłam z domu. W duszy modliłam się aby udało mi  wyewakuować   się z tego domu. Już kilka minut później biegłam truchtem, jak najdalej od tego miejsca. Co chwile oglądałam się za siebie, czy może ktoś za mną idzie. Dziękowałam Bogu, że mi się udało.
 Mam kilka godzin, aby dotrzeć do lotniska. Zaczyna już świtać, obstawiam że jest już 5 rano, spojrzałam na stary zegarek i rzeczywiście tak było. Został mi on po śmierci mamy, ona go zawsze i wszędzie nosiła. Teraz robię to ja, zawsze będzie mi ją przypominał. 
Z dwoma torbami udałam się na najbliższy przystanek autobusowy, dobrze że była ławeczka. Po niecałych trzydziestu minutach przyjechał oczekiwany autobus. W środku jechały tylko dwie osoby, to mało ale czego można się spodziewać o 6 rano 5 kilometrów od miasta. 
Weszłam do nowoczesnego autobusu i udałam się na sam jego koniec. Teraz jeszcze czekać 14 przystanków aż dojadę pod lotnisko. 
Wyjęłam z kieszeni bilet lotniczy aby go jeszcze raz dokładnie obejrzeć. Od kąt ciocia mi go przysłała w liście, codziennie go oglądam i trzymam przy sobie.

Po jakimś czasie nastąpił czas mojego spotkania się z lotniskiem. Wysiadłam z autobusu, przeszłam przez asfalt i ujrzałam o wiele większe lotnisko niż to na które przez jakiś czas codziennie przychodziłam.
Gdy weszłam do wielkiego budynku, zobaczyłam duże czarne tablice, na których widniało tysiące literek i cyferek informujące o przylotach oraz odlotach samolotów. Przez kilka minut stałam, szukając swojego samolotu. Gdy już znalazłam, udałam się do centrum informacji. Tam dowiedziałam się co mam robić.  Z tego co mi powiedziała miła pani, to, to wszystko nie jest takie łatwe jak mi się wydawało.
***
Po wielu utrudnieniach, które spotykałam na każdym kroku wreszcie udało mi się dostać do samolotu.
Szybkim krokiem weszłam po schodkach do samolotu, aby później znaleźć swoje miejsce w środku. Usiadłam na odpowiednim fotelu i czekałam jak już wszyscy wsiądą, żebyśmy mogli już lecieć. Wylatujemy z opóźnieniem, bardzo dużym bo aż 4 godziny później niż planowo.
Gdy już tylko wszyscy weszli, a nasz samolot wzbił się w górę, w moim żołądku coś się zakręciło. Wystraszona pobiegłam do toalety, oczywiście stało się to po tym jak mogliśmy odpiąć pasy i zwymiotowałam. W głowie mi huczało, a brzuch co chwilę się ściskał powodując nowe bóle. Opadłam na podłogę słabnąc, czułam się fatalnie. Muszę to przeczekać.
Po kilku minutach, nabrałam siły na podniesienie się do góry. Umyłam zimną wodą twarz i ręce, by następnie wolnym krokiem wyjść z małego pomieszczenia.
Wzrokiem szukałam pierwszej lepszej stewardessy, aby prosić o szklankę wody. Daleko nie musiałam się rozglądać. Kobieta, podeszła do mnie sama z zapytaniem czy wszystko u mnie w porządku. Odpowiedziałam, że nie do końca. Stewardessa pomogła mi się przedostać na moje miejsce, a następnie przyniosła mi trochę wody. Upiłam kilka łyków, mając nadzieję że się polepszy. Niestety nie zapowiadało się.
No to czeka mnie długa i męcząca podróż samolotem!
***
Z ulgą w duszy i w ciele schodziłam pomału ze schodków na ziemię. Oddychałam głęboko i spokojnie przechodząc do mini autobusiku, który miał wszystkich pasażerów przenieść do głównej hali lotniskowej.
Przejechaliśmy małą trasę w powolnym tempie, za co byłam kierowcy bardzo wdzięczna.
Udałam się po bagaż, po czym poszłam na sam środek hali wypatrując ciocię. Najgorsze jest to, że do końca nie wiem jak ona wygląda, a lepsze, że czuję się już o wiele lepiej. Widziałam ją jak miałam 4 lata, kiedy jeszcze żyła mama. Ciekawe czy ona wie jak ja wyglądam. Mam nadzieję że tak, bo inaczej będzie mi trudno cokolwiek zrobić samej na środku lotniska...

""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""""
witam
zasada:
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
im więcej komentarzy, tym rozdział będzie dłuższy i szybciej dodany!
dziękuję, za miłe opinie, mam nadzieję że będzie ich więcej.
póki nie pojawi się więcej komentarzy rozdziały 3 nie będzie

niedziela, 23 czerwca 2013

Chapter 1

  Droga Ebru!

Piszemy ze sobą tak dużo, wiem że jest Ci źle skarbie. Współczuję Ci z całego serca, gdyż wiele złego przeszłaś w swoim krótkim życiu. Wiem, że męczysz się tam i długo nie wytrzymasz. Mam dla Ciebie propozycję. Za niecały miesiąc kończysz 18 lat. Będziesz już miała wolną rękę, więc możesz się z tam tąd ‘’uwolnić’’. Wiem, że nie masz jak uciec i gdzie. Żadnych funduszy, aby podjąć coś samodzielnie. Proponuję Ci, abyś przyjechała tutaj. Teraz już możesz, nikt Cię nie może na siłę tam trzymać! A więc, gdy już skończysz 18 lat, weź najpotrzebniejsze rzeczy i po prostu przyleć! Zapewne nie masz żadnych pieniędzy, pewnie Ci nigdy żadnych nie dawał..
 Kochana, za kilka dni dostaniesz kopertę z pieniędzmi oraz wszystkimi informacjami na temat Twojej drogi do mnie. Jeżeli tylko będziesz chciała.. Odezwij się, 
                                                                                  Ciocia Katherine

Przeczytałam list, przez który usiadłam z wrażenia. Przeczytałam go jeszcze dwa razy, aby upewnić się że nie mam żadnych złudzeń. Powoli łzy zaczęły mi spływać po twarzy, to był szok. Nigdy nie myślałam, że uda mi się uwolnić z tego miejsca, a jednak. Już tylko 12 dni! 12 dni do zmiany życia na lepsze. Przez chwilę się zaczęłam zastanawiać, czy na pewno na lepsze. Wszystko jest lepsze od życia tutaj. Mam dość tej osoby, która mnie tak strasznie  nienawidzi. 
 Złożyłam kartkę dwa razy na pół i wsunęłam do tylnej kieszeni moich spodni. Nie wiedząc co teraz zrobić, po prostu wyszłam z domu. Poszłam na stare lotnisko, z którego już samoloty nie wylatują ani nie przylatują. Został tylko duży podłużny kawał betonu i trawa. Ludzie przychodzili tu na spacery z rodziną, z  psami, zawsze była jakaś milsza atmosfera niż w tym czymś co niby mam nazywać swoim domem. Powolnym krokiem ruszyłam na zieloną górkę, na której po jakimś czasie usiadłam. Zawsze przychodziłam tutaj kiedy było mi smutno albo źle, albo po prostu musiałam odpocząć od wszystkiego. Dzisiaj, nie wiem po co tutaj przyszłam, chyba pierwszy raz ze szczęścia. Nie muszę się już uczyć do szkoły, oceny wystawione. Chodzę tam bo nie mam co z sobą zrobić, w domu się boję zostać więc już wolę siedzieć w szkole. Jeszcze tylko 12 dni, koniec roku szkolnego i moje wymarzone 18 lat. Jeszcze tyle dni, może już niedługo z tąd się wydostanę? Mam nadzieję że wszystko wyjdzie po mojej myśli..

''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''

bohater, na którego wszyscy czekają pojawi się najprawdopodobniej w 5 rozdziale
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
mile widziane komentarze, im więcej ich będzie tym szybciej pojawi się rozdział, liczba opinii wpłynie także na długość rozdziałów, dziękuję zapraszam do czytania xx

czwartek, 20 czerwca 2013

Prologue


Spokojne życie i bez zmartwień? Tak, przez chwile.
Wcześniej dużo cierpienia, które z pewnym dniem się skończyło. 
Nie miałam pojęcia, że po tylu latach mogę być szczęśliwa, a jednak. 
Myślałam, że w życiu mnie już nic nie zaskoczy, myliłam się.
Lepsze chwile w moim życiu minęły szybciej, niż wspaniałe wakacje dla małego dziecka. 
Już drugi raz straciłam bliską mi osobę, czy liczę na pomoc? Już nie.

Zostałam sama. 
Czy będzie lepiej? Nadziei już nie mam...
A może jednak? Nie, raczej nie.
Dziękuję dwóm wspaniałym kobietom, których już nie ma. Smutek i ból.
Nie chcę się do nikogo przywiązywać. Boję się, że kolejną osobę stracę. Śmierć jest wszędzie, niestety. 

Mam się śmiać czy płakać? Moje życie dotychczas przypominało grę, w której jestem ofiarą. 
Może się coś zmieni? 
Wątpię.

'''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''''
witam, za pewne prolog wam mało co mówi,
1 rozdział jak pojawią się komentarze